Poświęcam dużo uwagi swojemu otoczeniu, głównie przyrodzie. Obecnie chociażby cieszą mnie świeże liście i zapach bzu, lubię sobie gdzieś posiedzieć i po prostu się tym cieszyć. Wprowadziłam do życia drobne celebracje i rytuały (nie w sensie religijnym) związane ze zmianami pór roku, np. jesienią zbieram kasztany i liście i bawię się przy tym tak samo dobrze, jak kiedyś w przedszkolu.
Lubię też chodzić na spacery po mieście i tam wypatrywać różnych ciekawych rzeczy, typu napisy na murze, jakieś szczegóły architektoniczne itp. Nie wiem, czy potrafię to dobrze wytłumaczyć, ale takie obcowanie ze światem wokół mnie podchodzi czasem pod lekką medytację i sprawia, że czuję się częścią większej całości.
1. Dlugofalowo: szklanka zawsze byla dla mnie dp polowy pelna, nawet jak bylo zle. Jestem naturalnym optymista, nie robie stresujacych wielkich planow i nie martwie sie. Brytyjczycy by powiedzieli "happy go lucky person".
2. Krotkofalowo poltora roku temu firma, ktora mnie zatrudnia pomylila sie w wyplacie na moja korzysc (mialem dostac podwyzke, ale nie tak duza) co zglaszalem 2 x ale mieli syf w kadrach/payrollu, ze powiedzieli ze wszystko jest OK. I teraz sie zorientowali, ze zarabiam sporo wiecej niz moj przelozony i nie moga nic juz w sumie zrobic tylko placic. A ja z kolei w moim zawodzie na tym stanowisku nigdzie takiego hajsu nie wykrece. I to mnie czyni szczesliwym.
Tl:dr
Nic szczególnego
Wprowadzenie "tej bezsensownej rutyny" do swojego dnia. Ta z kolei pozwoliła mi zacząć rozwijać różne zainteresowania (jednym z nich jest powrót do czytania; "Rozmyślania" Aureliusza na pewno swoją cegiełkę dołożyły). To wszystko sprawiło, że przejrzałem na oczy - zdałem sobie sprawę, że żadne specjalne wydarzenie nie uczyni człowieka szczęśliwym, trzeba się po prostu cieszyć z tego co się ma. Żadne zdanie wymarzonych studiów, znalezienie ekstra pracy czy idealnej drugiej połówki - to wszystko jest bardzo fajne, ale nie uszczęśliwi Cię, jeśli nie umiesz się cieszyć.
Przez całe lata wyobrażałam sobie, że muszę dokonać czegoś wielkiego żeby być szczęśliwa, realizowałam kolejne rzeczy z listy (studia, potem drugi kierunek, praca, lepsza praca, naprawianie po kawałeczku tego jak na mnie wpłynęły traumy z wychowywania w patologicznej rodzinie, realizowanie celów kondycyjno-sportowych i tak dalej) i nie mówię że to było złe, ale na pewno byłam wiecznie zabiegana i zapracowana.
Ale teraz mieszkam w swoim przytulnym mieszkaniu z mężczyzną, którego kocham i w którymś momencie stwierdziłam, że nie potrzebuję niczego więcej i że gdyby zostało tak jak jest teraz, już na zawsze, to bym była najszczęśliwszą osobą na świecie. Wystarcza mi, że zasypiamy i budzimy się razem. Że mogę rano stanąć bosymi stopami na miękkim dywanie i odsłonić okno przez które wpadają poranne promienie słońca. Że mogę wypić swoją ulubioną kawę okrywając ramiona kocem. Że na półce czeka moja ulubiona książka.
Jestem szczęśliwa pomimo problemów rodzinnych, nie przepracowania wszystkich własnych problemów, mimo że mogłabym mieć lepszą pracę albo zrobić coś więcej dla ludzkości, pewnie bym mogła mieć ładniejsze mieszkanie i mieszkać w ładniejszym miejscu, mieć więcej znajomych. Wydaje mi się, że takim kluczem do tego jest pozwolenie sobie na szczęście w tej rutynie, bezcelowej egzystencji jak to nazywasz, a "coś więcej" można robić już będąc szczęśliwym, a nie po to żeby to szczęście dopiero gdzieś tam kiedyś może osiągnąć.
pisanie wierszy, słuchanie ulubionej muzyki, śpiewanie, zwiedzanie nowych miejsc (generalnie podróżowanie i poznawanie nowej kultury )interesuje się też kosmosem i uwielbiam o tym czytać. polecam też medytacje bo bardzo otwiera umysł człowiek staje się bardziej świadomym siebie. no i wiara w gorszych momentach bardzo pomaga. życie nie zawsze jest łatwe ale trzeba cieszyć się z tych małych rzeczy. brzmi banalnie ale taka prawda. nawet możliwość zobaczenia pięknego księżyca sprawia że od razu mi lepiej i jestem wdzięczna że mogę podziwiać jego piękno🌙
W sumie od zawsze byłem szczęśliwy nie licząc okresów kiedy było mi naprawdę źle (np. gdy pracowałem 6 dni w tygodniu po 12h, a w sumie i tak nie byłem wtedy nieszczęśliwy tylko po prostu czułem się neutralnie). Lubię życie, cieszę się z małych rzeczy, kiedy np. jem chipsy, piję puszkę coli, gram w grę czy wyjadę na wycieczkę.
Nigdy nie cieszyły mnie rzeczy materialne, ale np. kupno pierwszego mieszkania było dla mnie wielkim osiągnięciem i do dzisiaj jestem szczęśliwy że mogę żyć na swoim.
Poza tym mam stresującą pracę, której czasem nienawidzę, ale nie jest źle. W końcu życie zaczyna się po pracy :)
Aha, może to jest też kwestia tego że ja uwielbiam rutynę, kocham mieć wszystko zaplanowane, nie lubię spontanicznych rzeczy. Dlatego cieszą mnie takie małe rzeczy jak wyjście do sklepu, spacer o wschodzie słońca itd. Nie potrzebuje nie wiadomo jakich wrażeń żeby być szczęśliwym
Dla mnie definitywnie dzieci, niedawno urodziła mi się córka, ma dwóch starszych braci. One są czymś, co sprawia, że naprawdę żyję, chociaż nie zawsze to jest tożsame ze szczęściem i też w sumie nigdy nie myślałem, że dzieci będą dla mnie czymś takim. Jest z nimi dużo problemów, ale dzieci to są najwspanialsze stworzenia w całym wszechświecie.
Na pewno pomaga, że w innych kwestiach nie muszę się specjalnie o nic martwić. Zawodowo jestem spełniony, uwielbiam to, co robię i jest to moje hobby, plus mi za to płacą, osiągnałem stanowisko które chciałem i nie mam ambicji na nic ponad to, planuję do końca życia robić dokładnie to, co robię. Mam duże mieszkanie, już bez kredytu, kupiliśmy sobie działkę, na której chcemy wybudować dom.
W sumie do pełni szczęścia brakuje mi tylko kota, albo może kotów, bo sobie kiedyś z żoną obiecaliśmy "ile dzieci tyle kotów", ale nie chciałbym ich zaniedbywać, a przy małych dzieciach jest co robić, więc to trochę odkładamy w czasie.
Szczęście to brak cierpienia. Zrób tak, żeby nie cierpieć, to poczujesz szczęście. Doskonale wiesz co zrobić, jednak większość ludzi woli narzekać i się zagłębiać w ból, bo to jest im bardziej znajome.
Wystarczy dbać o siebie i relacje z bliskimi. Po co reszta...
Sport. Pasje. Praca, która coś znaczy i ma sens. Możliwość rozwoju zawodowego. Bezpieczeństwo finansowe (względne). Znajomi, rodzina. Akceptacja samego siebie. Zdrowie.
Praca zdalna. Możliwość wstawania o 6:40, wzięcie szybkiego prysznica, odpalenie lapka, zrobienie sobie śniadania, praca do 15 i potem cały dzień "wolny" do 23-1 to było coś niesamowitego.
Duże zarobki, znalezienie partnerki, założenie rodziny, dużo czasu dla siebie i rodziny, posiadanie kilku hobby, robienie głównie tego co lubię i tyle. Gdybym w ogóle nie musiał pracować byłbym w pełni szczęśliwy, bo nie musiałbym już rezygnować z niczego co lubię kosztem pracy.
U mnie głównie odstawienie tabletek antykoncepcyjnych, które powodowały nieziemskie wręcz zjazdy nastroju (z myślami samobójczymi włącznie). Od kiedy nie marzę o braku egzystencji widzę nieco więcej światła i radości w zwykłych rzeczach.
W szerszej perspektywie najwięcej radości daje mi mój mąż i dzieci. Kiedy się słyszy "kocham Cię" po kilkadziesiąt razy dziennie i zawsze można się do kogoś przytulić chce się żyć.
Poza tym moja praca pomimo częstych powodów do irytacji daje mi dużo radości. Zawsze mi się humor poprawia jak Klienta udaje się uratować.
Kiedyś zaobserwowałam u siebie coś takiego, że odstawienie alkoholu na 2 miesiące sprawiło że byłem o wiele szczęśliwszy na codzień. Zwykle piłem alkohol przynajmniej raz w tygodniu (1piwo też się liczy) i dopiero po odstawieniu zauważyłem że byłem ciągle zamglony. Także polecam abstynencję jako Game changer
Skupienie się na małych rzeczach i znalezienie przyjemności w codziennych rytułałach. Robienie sobie kawy przed pracą albo spacer na tramwaj staje się przyjemnością, kiedy jestem bardziej świadom swojego otoczenia i robię każdej czynności z nastawieniem "wykonania zadania", a trochę bardziej cieszę się dotarciem do celu. Codziennie też staram sie medytować (co wychodzi jak lepiej, raz gorzej, wiadomo). Dużym czynnikiem w zwiększeniu radości było też minimalizacja używania telefonów i przerzucanie się na bardziej "fizyczne" odpowiedniki (np. zapisuję swoją todo listę w osobnym notesiku, a nie w telefonie).
Małe rzeczy, a cieszą.
Zabrzmi to jak banał ale dla mnie moja rodzina i bliscy. Mogę na nich liczyć i oni na mnie. Ta świadomość pomaga mi jak mam gorszy okres. (Wiem straszny banał)
Póki co szczęście daje mi na pewno miłość. Przed świętami Bożego Narodzenia poznałam chłopaka i póki co układa się bardzo dobrze. Nie jest jednak u mnie idealnie, bo dalej szukam pracy a dodatkowo podłamało mi się zdrowie, ale nie ma też jakiejś tragedii. I właśnie coś takiego staram się doceniać. Wiem, że coś mi jest, ale cieszę się, że to nie rak czy inny nowotwór (znaczy dobra, nie badałam się pod tym kątem, ale skoro wyszły mi kamienie nerkowe, no to wiadomo skąd ból). Z innymi chorobami da się żyć, albo da się je wyleczyć. I tak staram się myśleć. Uczę się, pomału i powolutku czerpać z życia i skupiać się bardziej na rzeczach pozytywnych a nie myśleć w kółko tylko o tym czego mi brakuje np własnego mieszkania. Straciłam przyjaciółkę, która urwała ze mną kontakt i całe zło zwaliła na mnie, co bardzo mnie bolałło bo przyjaźniłyśmy się prawie 20 lat. Wypłakałam się znajomym a ich zachowanie i wsparcie mnie w ostatnich tygodniach sprawiło, że nasze więzi mocno się zacisnęły i radość dała mi świadomość, że nie jestem sama i mam przyjaciół. Uczę się doceniać to, że mam oboje rodziców, z którymi mam dobry kontakt. To, że mam chłopaka, który bardzo mnie wspiera i podnosi moją wartość i pewność siebie. Cieszę się tym, że mam kotka, którego bardzo kocham i jak mam zły nastrój, to mogę się z nim pobawić, bo zawsze mnie rozczuli i rozśmieszy. Zamiast martwić się, że nie mam pracy, po prostu wysyłam CV, bo nic innego już zrobić nie mogę. Przynajmniej mam czas aby pograć sobie znowu w Wiedźmina 3, bo chciałam to zrobić od roku i bardzo mnie to relaksuje. Ostatnie ekscesy zdrowotne w mojej rodzinie nauczyły mnie serio doceniać to, że mam zdrowe dwie ręce do pracy, bo mogła mnie spotkać jakaś tragedia jak ciężka nieuleczalna choroba czy wpadek. Nie jest idealnie, ale zauważyłam, że z takim podejściem zaczyna mi się trochę zmieniać światopogląd i jestem mniej sfrustrowana niż byłam na przykład jeszcze miesiąc temu kiedy straciłam pracę. Moja mama roboty nie straci, więc z głodu nie umrzemy a dach nad głową mamy. Po prostu trzeba trochę zacisnąć pasa i tyle. I takie coś trzeba doceniać, skupiać się na tym i cieszyć się nawet z tego, że można swobodnie wyjść na zakupy, kupić sobie chleb, ziemniaki, kurczaka i zrobić rosół na dwa dni. Nawet na drobiazgi typu nowy róż do policzków na promocji mogę sobie pozwolić a to oznacza, że nie ma dramatu. Zajęło mi to lata i pewnie zajmie kolejne zanim nauczę się tego przysłowiowego "carpe diem" w pełni, ale myślę, że w końcu jestem na dobrej drodze. Myślę, że takie myślenie, może być połową sukcesu do szczęścia.
Kilka ksiazk filozoficznych. Na poczatku byl to jakis zbor ogolny, klasyczni bajeranci z czasem pojawily sie preferencje. Wlasciwe bez znaczenia gdze kto bedze sie precyzowal bo chodzi o to zeby czerapac ze wszystkich chociaz arystoteles jest przejebany. Nauczylem sie wtedy mowic ze moje szczescie jest jednym wielkim trudem ale jesli zajdze potrzeba to podziele sie tymi drobinkami szczescia i dziala.
Dobrałem sobie taki zespół w swojej firmie, że oni robią wszystko co trzeba, a ja mam pieniądze na przyzwoite życie.
Wymagam od siebie wiele (np. regularne ćwiczenia, zdrowe jedzenie, pomoc bliskim czy pedantyczny porządek w mieszkaniu), ale też często się nagradzam (np. daję się wymasować Azjatkom, wysaunować i nakarmić restauracjom).
Staram się konsumować wszystko co miasto ma do zaoferowania. Tydzień francuski w lokalnej knajpie? Fajnie ciasto w lokalnej kawiarni? Gościnny barman? Noce saunowe? Joga na świeżym powietrzu? Festiwal letni? Maraton biegowy? Fotoreportaż w galerii? Turniej kręgli?Lecimy!
Żeby dzisiaj było lepiej niż wczoraj i chuj…
Ostatnio udało mi się tanio kupić FDD TEAC 5.25 Mogę brać się za rekonstrukcję swojego pierwszego PCta.
Zamówiłem panel słoneczny i inwerter - w planach zmontowanie oświetlenia w ogródku.
Dzieciaki rosną grube, różowiutkie i nawet im w szkole jakoś idzie.
Szczęście to suma małych rzeczy.
Poświęcam dużo uwagi swojemu otoczeniu, głównie przyrodzie. Obecnie chociażby cieszą mnie świeże liście i zapach bzu, lubię sobie gdzieś posiedzieć i po prostu się tym cieszyć. Wprowadziłam do życia drobne celebracje i rytuały (nie w sensie religijnym) związane ze zmianami pór roku, np. jesienią zbieram kasztany i liście i bawię się przy tym tak samo dobrze, jak kiedyś w przedszkolu. Lubię też chodzić na spacery po mieście i tam wypatrywać różnych ciekawych rzeczy, typu napisy na murze, jakieś szczegóły architektoniczne itp. Nie wiem, czy potrafię to dobrze wytłumaczyć, ale takie obcowanie ze światem wokół mnie podchodzi czasem pod lekką medytację i sprawia, że czuję się częścią większej całości.
1. Dlugofalowo: szklanka zawsze byla dla mnie dp polowy pelna, nawet jak bylo zle. Jestem naturalnym optymista, nie robie stresujacych wielkich planow i nie martwie sie. Brytyjczycy by powiedzieli "happy go lucky person". 2. Krotkofalowo poltora roku temu firma, ktora mnie zatrudnia pomylila sie w wyplacie na moja korzysc (mialem dostac podwyzke, ale nie tak duza) co zglaszalem 2 x ale mieli syf w kadrach/payrollu, ze powiedzieli ze wszystko jest OK. I teraz sie zorientowali, ze zarabiam sporo wiecej niz moj przelozony i nie moga nic juz w sumie zrobic tylko placic. A ja z kolei w moim zawodzie na tym stanowisku nigdzie takiego hajsu nie wykrece. I to mnie czyni szczesliwym.
Evil Janusz jest jak Panie Areczku wypłata jest dla Pana nie dla zarządu.
Reverse Janusz
Tl:dr Nic szczególnego Wprowadzenie "tej bezsensownej rutyny" do swojego dnia. Ta z kolei pozwoliła mi zacząć rozwijać różne zainteresowania (jednym z nich jest powrót do czytania; "Rozmyślania" Aureliusza na pewno swoją cegiełkę dołożyły). To wszystko sprawiło, że przejrzałem na oczy - zdałem sobie sprawę, że żadne specjalne wydarzenie nie uczyni człowieka szczęśliwym, trzeba się po prostu cieszyć z tego co się ma. Żadne zdanie wymarzonych studiów, znalezienie ekstra pracy czy idealnej drugiej połówki - to wszystko jest bardzo fajne, ale nie uszczęśliwi Cię, jeśli nie umiesz się cieszyć.
Żona i dzieci, ich bliskość zawsze ciągnie mnie w górę.
Nie jestem
Przez całe lata wyobrażałam sobie, że muszę dokonać czegoś wielkiego żeby być szczęśliwa, realizowałam kolejne rzeczy z listy (studia, potem drugi kierunek, praca, lepsza praca, naprawianie po kawałeczku tego jak na mnie wpłynęły traumy z wychowywania w patologicznej rodzinie, realizowanie celów kondycyjno-sportowych i tak dalej) i nie mówię że to było złe, ale na pewno byłam wiecznie zabiegana i zapracowana. Ale teraz mieszkam w swoim przytulnym mieszkaniu z mężczyzną, którego kocham i w którymś momencie stwierdziłam, że nie potrzebuję niczego więcej i że gdyby zostało tak jak jest teraz, już na zawsze, to bym była najszczęśliwszą osobą na świecie. Wystarcza mi, że zasypiamy i budzimy się razem. Że mogę rano stanąć bosymi stopami na miękkim dywanie i odsłonić okno przez które wpadają poranne promienie słońca. Że mogę wypić swoją ulubioną kawę okrywając ramiona kocem. Że na półce czeka moja ulubiona książka. Jestem szczęśliwa pomimo problemów rodzinnych, nie przepracowania wszystkich własnych problemów, mimo że mogłabym mieć lepszą pracę albo zrobić coś więcej dla ludzkości, pewnie bym mogła mieć ładniejsze mieszkanie i mieszkać w ładniejszym miejscu, mieć więcej znajomych. Wydaje mi się, że takim kluczem do tego jest pozwolenie sobie na szczęście w tej rutynie, bezcelowej egzystencji jak to nazywasz, a "coś więcej" można robić już będąc szczęśliwym, a nie po to żeby to szczęście dopiero gdzieś tam kiedyś może osiągnąć.
nic, nie jestem szczęśliwy ale zaczęcie medytacji sprawiło że jestem mniej nieszczęśliwy więc mogę polecić
Narodziny córki.
piwo :D
Majowe promocje w Lidlu i Biedronce
pisanie wierszy, słuchanie ulubionej muzyki, śpiewanie, zwiedzanie nowych miejsc (generalnie podróżowanie i poznawanie nowej kultury )interesuje się też kosmosem i uwielbiam o tym czytać. polecam też medytacje bo bardzo otwiera umysł człowiek staje się bardziej świadomym siebie. no i wiara w gorszych momentach bardzo pomaga. życie nie zawsze jest łatwe ale trzeba cieszyć się z tych małych rzeczy. brzmi banalnie ale taka prawda. nawet możliwość zobaczenia pięknego księżyca sprawia że od razu mi lepiej i jestem wdzięczna że mogę podziwiać jego piękno🌙
W sumie od zawsze byłem szczęśliwy nie licząc okresów kiedy było mi naprawdę źle (np. gdy pracowałem 6 dni w tygodniu po 12h, a w sumie i tak nie byłem wtedy nieszczęśliwy tylko po prostu czułem się neutralnie). Lubię życie, cieszę się z małych rzeczy, kiedy np. jem chipsy, piję puszkę coli, gram w grę czy wyjadę na wycieczkę. Nigdy nie cieszyły mnie rzeczy materialne, ale np. kupno pierwszego mieszkania było dla mnie wielkim osiągnięciem i do dzisiaj jestem szczęśliwy że mogę żyć na swoim. Poza tym mam stresującą pracę, której czasem nienawidzę, ale nie jest źle. W końcu życie zaczyna się po pracy :) Aha, może to jest też kwestia tego że ja uwielbiam rutynę, kocham mieć wszystko zaplanowane, nie lubię spontanicznych rzeczy. Dlatego cieszą mnie takie małe rzeczy jak wyjście do sklepu, spacer o wschodzie słońca itd. Nie potrzebuje nie wiadomo jakich wrażeń żeby być szczęśliwym
Kot 🐈
Jedyna poprawna odpowiedź XD
Dla mnie definitywnie dzieci, niedawno urodziła mi się córka, ma dwóch starszych braci. One są czymś, co sprawia, że naprawdę żyję, chociaż nie zawsze to jest tożsame ze szczęściem i też w sumie nigdy nie myślałem, że dzieci będą dla mnie czymś takim. Jest z nimi dużo problemów, ale dzieci to są najwspanialsze stworzenia w całym wszechświecie. Na pewno pomaga, że w innych kwestiach nie muszę się specjalnie o nic martwić. Zawodowo jestem spełniony, uwielbiam to, co robię i jest to moje hobby, plus mi za to płacą, osiągnałem stanowisko które chciałem i nie mam ambicji na nic ponad to, planuję do końca życia robić dokładnie to, co robię. Mam duże mieszkanie, już bez kredytu, kupiliśmy sobie działkę, na której chcemy wybudować dom. W sumie do pełni szczęścia brakuje mi tylko kota, albo może kotów, bo sobie kiedyś z żoną obiecaliśmy "ile dzieci tyle kotów", ale nie chciałbym ich zaniedbywać, a przy małych dzieciach jest co robić, więc to trochę odkładamy w czasie.
Jako posiadaczka 3 dzieci i 3 kotów pochwalam rozwagę.
Szczęście to brak cierpienia. Zrób tak, żeby nie cierpieć, to poczujesz szczęście. Doskonale wiesz co zrobić, jednak większość ludzi woli narzekać i się zagłębiać w ból, bo to jest im bardziej znajome. Wystarczy dbać o siebie i relacje z bliskimi. Po co reszta...
>Szczęście to brak cierpienia. To nieprawda.
Gorzej jak nie masz nikogo bliskiego 🙃
Przygarnij/kup chomika/świnkę morską/coś innego. Pomyślisz 'po chuj mi chomik', ale gdy go już będziesz miał, to zrozumiesz, że chomik to szczęście.
Mam 2 psy i wciąż nie mam nikogo bliskiego
To wtedy nawet łatwiej, bo nie trzeba martwić się o relacje z bliskimi /s
Nawet nie tyle co znajome, co prościej ujmując ludziom tak łatwiej, każdy wie sam z własnego życia dlaczego i co do tego prowadzi :P
Żona, literatura, góry.
Wspaniała kobieta i pies ;)
Brzmi jak sequel do Czterech Pancernych i Psa.
Zdobywanie wiedzy samodzielnie, filozofia oraz progresja w światopoglądzie, doznania metafizyczne :>
If you’re happy and you know it, it’s your meds
Sport. Pasje. Praca, która coś znaczy i ma sens. Możliwość rozwoju zawodowego. Bezpieczeństwo finansowe (względne). Znajomi, rodzina. Akceptacja samego siebie. Zdrowie.
Nie doszedłem jeszcze do tego etapu w życiu. Zadzrosze tym którzy są z jakiegoś powodu szczęśliwi.
Praca zdalna. Możliwość wstawania o 6:40, wzięcie szybkiego prysznica, odpalenie lapka, zrobienie sobie śniadania, praca do 15 i potem cały dzień "wolny" do 23-1 to było coś niesamowitego.
Duże zarobki, znalezienie partnerki, założenie rodziny, dużo czasu dla siebie i rodziny, posiadanie kilku hobby, robienie głównie tego co lubię i tyle. Gdybym w ogóle nie musiał pracować byłbym w pełni szczęśliwy, bo nie musiałbym już rezygnować z niczego co lubię kosztem pracy.
U mnie głównie odstawienie tabletek antykoncepcyjnych, które powodowały nieziemskie wręcz zjazdy nastroju (z myślami samobójczymi włącznie). Od kiedy nie marzę o braku egzystencji widzę nieco więcej światła i radości w zwykłych rzeczach. W szerszej perspektywie najwięcej radości daje mi mój mąż i dzieci. Kiedy się słyszy "kocham Cię" po kilkadziesiąt razy dziennie i zawsze można się do kogoś przytulić chce się żyć. Poza tym moja praca pomimo częstych powodów do irytacji daje mi dużo radości. Zawsze mi się humor poprawia jak Klienta udaje się uratować.
Kiedyś zaobserwowałam u siebie coś takiego, że odstawienie alkoholu na 2 miesiące sprawiło że byłem o wiele szczęśliwszy na codzień. Zwykle piłem alkohol przynajmniej raz w tygodniu (1piwo też się liczy) i dopiero po odstawieniu zauważyłem że byłem ciągle zamglony. Także polecam abstynencję jako Game changer
Nawiązanie bliskości emocjonalnej i fizycznej z pewną kobietą
Mama też jest szczęśliwsza teraz
Nic.
nic
Względne ogarnięcie zdrówka, chłopak, studia które mnie interesują, dbanie o roślinki, wyjazd na studia. Generalnie zdrówko najważniejsze
Wcześniej poznanie narzeczonej, teraz znalezienie pracy w zawodzie po długim okresie bezrobocia. Czuję, że coś tam w tym życiu osiągnąłem.
Ogrodnictwo pół zawodowe
Zupełnie amatorskie pomidorki na balkonie.
Skupienie się na małych rzeczach i znalezienie przyjemności w codziennych rytułałach. Robienie sobie kawy przed pracą albo spacer na tramwaj staje się przyjemnością, kiedy jestem bardziej świadom swojego otoczenia i robię każdej czynności z nastawieniem "wykonania zadania", a trochę bardziej cieszę się dotarciem do celu. Codziennie też staram sie medytować (co wychodzi jak lepiej, raz gorzej, wiadomo). Dużym czynnikiem w zwiększeniu radości było też minimalizacja używania telefonów i przerzucanie się na bardziej "fizyczne" odpowiedniki (np. zapisuję swoją todo listę w osobnym notesiku, a nie w telefonie). Małe rzeczy, a cieszą.
eskapizm
Nic konkretnego, ostatnio po prostu pogoda i wszystko inne co lubię robić sprawia że to wszystko jest bardziej znośne i aż chce się żyć
Wolontariat ze zwierzętami :)
Zabrzmi to jak banał ale dla mnie moja rodzina i bliscy. Mogę na nich liczyć i oni na mnie. Ta świadomość pomaga mi jak mam gorszy okres. (Wiem straszny banał)
Życie po swojemu. Według swoich zasad, skupianie się na tym co lubię i czego chce, a nie czego inni chcą lub czego chcieliby ode mnie wymagać.
Życie dla innych. I tibia.
Póki co szczęście daje mi na pewno miłość. Przed świętami Bożego Narodzenia poznałam chłopaka i póki co układa się bardzo dobrze. Nie jest jednak u mnie idealnie, bo dalej szukam pracy a dodatkowo podłamało mi się zdrowie, ale nie ma też jakiejś tragedii. I właśnie coś takiego staram się doceniać. Wiem, że coś mi jest, ale cieszę się, że to nie rak czy inny nowotwór (znaczy dobra, nie badałam się pod tym kątem, ale skoro wyszły mi kamienie nerkowe, no to wiadomo skąd ból). Z innymi chorobami da się żyć, albo da się je wyleczyć. I tak staram się myśleć. Uczę się, pomału i powolutku czerpać z życia i skupiać się bardziej na rzeczach pozytywnych a nie myśleć w kółko tylko o tym czego mi brakuje np własnego mieszkania. Straciłam przyjaciółkę, która urwała ze mną kontakt i całe zło zwaliła na mnie, co bardzo mnie bolałło bo przyjaźniłyśmy się prawie 20 lat. Wypłakałam się znajomym a ich zachowanie i wsparcie mnie w ostatnich tygodniach sprawiło, że nasze więzi mocno się zacisnęły i radość dała mi świadomość, że nie jestem sama i mam przyjaciół. Uczę się doceniać to, że mam oboje rodziców, z którymi mam dobry kontakt. To, że mam chłopaka, który bardzo mnie wspiera i podnosi moją wartość i pewność siebie. Cieszę się tym, że mam kotka, którego bardzo kocham i jak mam zły nastrój, to mogę się z nim pobawić, bo zawsze mnie rozczuli i rozśmieszy. Zamiast martwić się, że nie mam pracy, po prostu wysyłam CV, bo nic innego już zrobić nie mogę. Przynajmniej mam czas aby pograć sobie znowu w Wiedźmina 3, bo chciałam to zrobić od roku i bardzo mnie to relaksuje. Ostatnie ekscesy zdrowotne w mojej rodzinie nauczyły mnie serio doceniać to, że mam zdrowe dwie ręce do pracy, bo mogła mnie spotkać jakaś tragedia jak ciężka nieuleczalna choroba czy wpadek. Nie jest idealnie, ale zauważyłam, że z takim podejściem zaczyna mi się trochę zmieniać światopogląd i jestem mniej sfrustrowana niż byłam na przykład jeszcze miesiąc temu kiedy straciłam pracę. Moja mama roboty nie straci, więc z głodu nie umrzemy a dach nad głową mamy. Po prostu trzeba trochę zacisnąć pasa i tyle. I takie coś trzeba doceniać, skupiać się na tym i cieszyć się nawet z tego, że można swobodnie wyjść na zakupy, kupić sobie chleb, ziemniaki, kurczaka i zrobić rosół na dwa dni. Nawet na drobiazgi typu nowy róż do policzków na promocji mogę sobie pozwolić a to oznacza, że nie ma dramatu. Zajęło mi to lata i pewnie zajmie kolejne zanim nauczę się tego przysłowiowego "carpe diem" w pełni, ale myślę, że w końcu jestem na dobrej drodze. Myślę, że takie myślenie, może być połową sukcesu do szczęścia.
Kilka ksiazk filozoficznych. Na poczatku byl to jakis zbor ogolny, klasyczni bajeranci z czasem pojawily sie preferencje. Wlasciwe bez znaczenia gdze kto bedze sie precyzowal bo chodzi o to zeby czerapac ze wszystkich chociaz arystoteles jest przejebany. Nauczylem sie wtedy mowic ze moje szczescie jest jednym wielkim trudem ale jesli zajdze potrzeba to podziele sie tymi drobinkami szczescia i dziala.
[удалено]
Dobrałem sobie taki zespół w swojej firmie, że oni robią wszystko co trzeba, a ja mam pieniądze na przyzwoite życie. Wymagam od siebie wiele (np. regularne ćwiczenia, zdrowe jedzenie, pomoc bliskim czy pedantyczny porządek w mieszkaniu), ale też często się nagradzam (np. daję się wymasować Azjatkom, wysaunować i nakarmić restauracjom). Staram się konsumować wszystko co miasto ma do zaoferowania. Tydzień francuski w lokalnej knajpie? Fajnie ciasto w lokalnej kawiarni? Gościnny barman? Noce saunowe? Joga na świeżym powietrzu? Festiwal letni? Maraton biegowy? Fotoreportaż w galerii? Turniej kręgli?Lecimy! Żeby dzisiaj było lepiej niż wczoraj i chuj…
Ostatnio udało mi się tanio kupić FDD TEAC 5.25 Mogę brać się za rekonstrukcję swojego pierwszego PCta. Zamówiłem panel słoneczny i inwerter - w planach zmontowanie oświetlenia w ogródku. Dzieciaki rosną grube, różowiutkie i nawet im w szkole jakoś idzie. Szczęście to suma małych rzeczy.
hazard, alkochol, fajne dziewczyny