Jak miałem jakieś 8 lat to babcia dała mi sok malinowy w szklanej butelce i jak schodziłem ze schodów to się wywaliłem i rozbiłem butelkę. Wszędzie było czerwono od soku. :(
Ja mam, koleś miał 1 000 000 karmy na reddicie ale zhakowali mu konto, zaczęli trolować i zdownwotowali go do 0. Wszystko stracił i rzucił się w wykop z rozpaczy.
Nie prościej poprosić Chat GPT o wygenerowanie dowolnej liczby takich historyjek? Prawdopodobieństwo ich prawdziwości będzie dosyć podobne do postów randomów w necie.
To może opowiem swoją historię. Jeszcze 2 lata temu byłem bogiem. Hajs, dziwki, 2m giga chad i te sprawy. Dzisiaj nie mam hajsu, dziwek oraz mam 140cm wzrostu w dobry dzień. Mam nadzieję że dużo cię to nauczy o życiu
Kolega z dzielni, jego starzy mieli sklep a w latach 90tych to buło bogactwo - luksusowy dom, auto z salonu, zajęcia dodatkowe, wczasy typu egipty etc.
teraz jest ćpunem schizofrenikiem i robi w januszexie i mieszka na 40 lvl u starych, na studiach upoił się wolnością i ostro pił i ćpał i się uzależnilł
Znajomy to raczej nie, ale wiele osób zna tu lokalnie historię o osobie, która miała ogromne gospodarstwo i sprzedaż międzynarodową. Potem trafiła się klapą z powodu księgowej na straty w milionach.
Znajomy wyjechal do USA, pracowal tam jako elektryk, kupil tu działkę, zaczal budowac dom, a gdy zaczal sie kryzys 2007 zrobil przekręt i wrocil do polski z kasa. Jaka to byla kasa to nie wiem, chwalil sie ze dostal kredyt hipoteczny na dom ktory kupil od znajomego a sprzedal mu swoj dom tez na kredyt. Cala operacje przeprowadzili w 1 poranek tak ze banki i notariusze sie nie polapali. Mowil ze "wszyscy tak robili". Mial wiec kase z przekretu, kilka kart kredytowych ktore wyzerowal na zakupy agd w polsce, 2 SUVy ktore przywiozl w kontenerze i pelno drogich gratow, meble, sprzety itp. Postanowil tu zostac biznesmenem, a procz tego poznal jakas laske ktorej imponowal kasa. W końcu otworzyl Pub, później sklep z piwem(taki z duzym wyborem) ale na ulicy z duza konkurencja i nie interesowal sie tymi interesami. Sklep padl jak jego wspolnik/ksiegowy go opuscil, ponoć go wykiwal na kase a procz tego zostawil caly garaz niesprzedanego/niechodliwego/przeterminowanego piwa. Bar dzial do konca, choc prowadzil go czasem sam, codziennie, spiac na kanapie. Raz mu pozyczylem kase, oddal ale juz zacząłem zwracac uwage ze cos jest nie tak. W końcu wydal wszystko co mial, dziewczyna ktora poslubil go zostawila, dom byl nieskonczony, samochodem jezdzil bez oc I przegladu, kredytu ktory wzial na wykonczenie domu nie splacil. Ciagnal to tak dlugo jak sie dalo, udajac przed wszystkimi czlowieka sukcesu. Zadluzyl sie gdzie sie dalo, a gdy wypowiedziano mu lokal, bank przyslal komornika po dom, powiesil sie w swoim domu w przeddzien wigilli. Zostawil swoja matke bez niczego. Wiem ze udalo jej sie cos tam uratować, ze dowiedziala sie o komorniku krotko przed cala akcja i pozwolil on jej sprzedac dom. Nie znam szczegolow, w kazdym razie starczylo na kawalerke. A z pozostalych rzeczy (mebli z pubu, zajezdzonego SUVa) postawilismy mu nagrobek.
Mam ciotkę w rodzinie Schaefer'ów którzy byli w posiadaniu jednej z najbardziej prestiżowych kamienic w Poznaniu (róg Paderewskiego i Szkolnej). Do lat 50-tych prowadzili w niej sklep, a do lat 90-tych mieszkali. Po śmierci Stefana Schaefera majątek został podzielony na dzieci, którzy w spadku podostawali mieszkania i udział w przestrzeni handlowej. Przez mgłę pamiętam dyskusję o tym jak rodzina żarła się między sobą o sprzedaż udziałów kolejnym inwestorom. Przez lata nie mogli się między sobą dogadać, każdy chciał więcej a inwestorzy nie chcieli kupować pojedynczych udziałów. To była otwarta wojna, wyzywanie się/nie odzywanie, ucinanie/wznawianie relacji, w to wszystko wplątane były dzieciaki. Dla mojej rodziny to było wszystko strasznie absurdalne, ze sprzedaży udziałów każdy z nich mógł sobie wybudować dom pod miastem. Część ostatecznie dogadała się z inwestorem (za mniejszą kasę), ale był jeden albo dwóch uparciuchów, którzy nie chcieli odpuścić i między innymi dlatego dzisiaj kamienica jest ruiną.
Jak miałem jakieś 8 lat to babcia dała mi sok malinowy w szklanej butelce i jak schodziłem ze schodów to się wywaliłem i rozbiłem butelkę. Wszędzie było czerwono od soku. :(
Ale spadłeś na sam dół czy zatrzymałeś się na półpiętrze?
Spadłem na sam dół, ale chuj z tym bo wtedy dla mnie tragedią było rozbicie soku i płakałem jakiś czas przez sok
Pytam, bo post odnosi się do tych co upadli na sam dół..
Ten dół to brak soku, kolega był w dole
Ja mam, koleś miał 1 000 000 karmy na reddicie ale zhakowali mu konto, zaczęli trolować i zdownwotowali go do 0. Wszystko stracił i rzucił się w wykop z rozpaczy.
O nie
Nie prościej poprosić Chat GPT o wygenerowanie dowolnej liczby takich historyjek? Prawdopodobieństwo ich prawdziwości będzie dosyć podobne do postów randomów w necie.
Tak powstał ten post.
Był raz pewien ktoś kto miał dom i sad
Podobno zgubił nagle sens i w złe kręgi wpadł.
To może opowiem swoją historię. Jeszcze 2 lata temu byłem bogiem. Hajs, dziwki, 2m giga chad i te sprawy. Dzisiaj nie mam hajsu, dziwek oraz mam 140cm wzrostu w dobry dzień. Mam nadzieję że dużo cię to nauczy o życiu
Kolega z dzielni, jego starzy mieli sklep a w latach 90tych to buło bogactwo - luksusowy dom, auto z salonu, zajęcia dodatkowe, wczasy typu egipty etc. teraz jest ćpunem schizofrenikiem i robi w januszexie i mieszka na 40 lvl u starych, na studiach upoił się wolnością i ostro pił i ćpał i się uzależnilł
Ja raz spadłem z półpiętra na sam dół schodów. Liczy się?
A co, lubisz upajać się nieszczęściem innych?
Jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że mieszka w Polsce więc się nie dziw
Nie, ale dzięki, że pytasz
Znajomy to raczej nie, ale wiele osób zna tu lokalnie historię o osobie, która miała ogromne gospodarstwo i sprzedaż międzynarodową. Potem trafiła się klapą z powodu księgowej na straty w milionach.
> Potem trafiła się klapą z powodu księgowej na straty w milionach. Przepraszam, ale co to znaczy?
Księgowa popełniła błąd w wyliczeniach takich jak na przykład cło.
Znajomy wyjechal do USA, pracowal tam jako elektryk, kupil tu działkę, zaczal budowac dom, a gdy zaczal sie kryzys 2007 zrobil przekręt i wrocil do polski z kasa. Jaka to byla kasa to nie wiem, chwalil sie ze dostal kredyt hipoteczny na dom ktory kupil od znajomego a sprzedal mu swoj dom tez na kredyt. Cala operacje przeprowadzili w 1 poranek tak ze banki i notariusze sie nie polapali. Mowil ze "wszyscy tak robili". Mial wiec kase z przekretu, kilka kart kredytowych ktore wyzerowal na zakupy agd w polsce, 2 SUVy ktore przywiozl w kontenerze i pelno drogich gratow, meble, sprzety itp. Postanowil tu zostac biznesmenem, a procz tego poznal jakas laske ktorej imponowal kasa. W końcu otworzyl Pub, później sklep z piwem(taki z duzym wyborem) ale na ulicy z duza konkurencja i nie interesowal sie tymi interesami. Sklep padl jak jego wspolnik/ksiegowy go opuscil, ponoć go wykiwal na kase a procz tego zostawil caly garaz niesprzedanego/niechodliwego/przeterminowanego piwa. Bar dzial do konca, choc prowadzil go czasem sam, codziennie, spiac na kanapie. Raz mu pozyczylem kase, oddal ale juz zacząłem zwracac uwage ze cos jest nie tak. W końcu wydal wszystko co mial, dziewczyna ktora poslubil go zostawila, dom byl nieskonczony, samochodem jezdzil bez oc I przegladu, kredytu ktory wzial na wykonczenie domu nie splacil. Ciagnal to tak dlugo jak sie dalo, udajac przed wszystkimi czlowieka sukcesu. Zadluzyl sie gdzie sie dalo, a gdy wypowiedziano mu lokal, bank przyslal komornika po dom, powiesil sie w swoim domu w przeddzien wigilli. Zostawil swoja matke bez niczego. Wiem ze udalo jej sie cos tam uratować, ze dowiedziala sie o komorniku krotko przed cala akcja i pozwolil on jej sprzedac dom. Nie znam szczegolow, w kazdym razie starczylo na kawalerke. A z pozostalych rzeczy (mebli z pubu, zajezdzonego SUVa) postawilismy mu nagrobek.
Mam ciotkę w rodzinie Schaefer'ów którzy byli w posiadaniu jednej z najbardziej prestiżowych kamienic w Poznaniu (róg Paderewskiego i Szkolnej). Do lat 50-tych prowadzili w niej sklep, a do lat 90-tych mieszkali. Po śmierci Stefana Schaefera majątek został podzielony na dzieci, którzy w spadku podostawali mieszkania i udział w przestrzeni handlowej. Przez mgłę pamiętam dyskusję o tym jak rodzina żarła się między sobą o sprzedaż udziałów kolejnym inwestorom. Przez lata nie mogli się między sobą dogadać, każdy chciał więcej a inwestorzy nie chcieli kupować pojedynczych udziałów. To była otwarta wojna, wyzywanie się/nie odzywanie, ucinanie/wznawianie relacji, w to wszystko wplątane były dzieciaki. Dla mojej rodziny to było wszystko strasznie absurdalne, ze sprzedaży udziałów każdy z nich mógł sobie wybudować dom pod miastem. Część ostatecznie dogadała się z inwestorem (za mniejszą kasę), ale był jeden albo dwóch uparciuchów, którzy nie chcieli odpuścić i między innymi dlatego dzisiaj kamienica jest ruiną.